Śląsk Wrocław - Hannover 96 3:5 (1:3)

Po niezwykle emocjonującym meczu, w którym zobaczyliśmy dwa różne oblicza Śląska Wrocław, mistrzowie Polski przegrali na własnym stadionie w pierwszym meczu IV rundy eliminacji do Ligi Europy z Hannoverem 96 3:5 (1:3).

 

Mistrz Polski nie przeżywał ostatnio najlepszych chwil. Podopieczni trenera Lenczyka najpierw w fatalnym stylu pożegnali się z Ligą Mistrzów (przegrali ze szwedzkim Helsingborgsem 0:3 i 1:3), a potem na inaugurację Ekstraklasy pokonał ich łódzki Widzew (1:2). Nastrój wrocławskim kibicom mógł poprawić awans do Ligi Europy, ale aby tego dokonać trzeba był najpierw pokonać Hannover.

 

A o tym, że to zadanie dla Śląska jest właściwie niewykonalne wrocławianie przekonali się już w pierwszych minutach meczu. Chociaż wszystko mogło rozpocząć się dobrze dla gospodarzy, gdyby Rok Elsner w 5. minucie efektownym półwolejem trafił do siatki. Piłka po strzale pomocnika wrocławian minęła jednak słupek bramki gości o kilkanaście centymetrów.

 

Niewykorzystana okazja zemściła się na Śląsku ekspresowo. Steven Cherundolo dograł futbolówkę z prawej strony, a Leon Andreasen celnym strzałem w kierunku dalszego słupka pokonał Rafała Gikiewicza. Chwilę później wrocławianie mogli wyrównać, ale ani strzał Sebastiana Mili, ani efektowny wolej Waldemara Soboty nie znalazły drogi do siatki Hannoveru.

 

Kolejne minuty należały już jednak do piłkarzy z Bundesligi. W 25. minucie goście przeprowadzili wzorową akcję - Christian Pander podał przed pole karne do Jana Schlaudraffa, a ten mocnym strzałem podwyższył wynik spotkania.

 

Śląsk zdołał odpowiedzieć trafieniem Tomasza Jodłowca po rzucie rożnym, ale był to efekt przede wszystkim błędu Niemców w defensywie niż dobrej gry wrocławian. Kilka chwil później ta teza się potwierdziła, bo goście zdobyli trzeciego gola. Dwójkową akcję przeprowadzili Schlaudraff i Lars Stindl, i ten drugi bez problemów umieścił piłkę w siatce.

 

Obrona Śląska przy tej akcji gości tylko statystowała i rywale nie mieli żadnych problemów z podwyższeniem wyniku.

 

W przerwie Orest Lenczyk postanowił wprowadzić na boisko dwóch ofensywnych piłkarzy - Johana Voskampa i Sylwestra Patejuka. Zwłaszcza wejście tego drugiego ożywiło poczynania ofensywne Śląska. Już trzy minuty po pojawieniu się na murawie były gracz Podbeskidzia Bielsko-Biała trafił do bramki Hannoveru, ale sędziowie pomylili się i zadecydowali, że Patejuk był w tej sytuacji na pozycji spalonej.

 

Co nie udało się skrzydłowemu Śląska w 48. minucie, powiodło się sześć minut później. Voskamp zgrał do niego piłkę na skrzydło, a pomocnik wrocławian pognał z futbolówką na bramkę i mierzonym strzałem pokonał Roberta Zielera.

 

Trafienie Patejuka odmieniło przebieg tego meczu. To Śląsk atakował, a Hannover cofnął się do defensywy. Odważna gra wrocławian przyniosła efekt w 61. minucie. Znów zaczęło się od rzutu rożnego wykonywanego przez Milę, a w polu karnym Przemysław Kaźmierczak wyskoczył wyżej niż Felipe i strzałem głową doprowadził do remisu.

 

Kolejne minuty to wymiana ciosów - swoje okazje miał Śląsk, dogodne sytuacje strzeleckie stwarzali też sobie podopieczni Mirko Slomki, ale żadna z drużyn nie potrafiła postawić przysłowiowej kropki nad "i".

 

Na ostatni kwadrans na murawie pojawił się Artur Sobiech, ale to nie on przesądził o wyniku spotkania. Ta rola przypadła autorowi pierwszego gola - Larsowi Andreasenowi. Duńczyk uderzył mocno z rzutu wolnego, a Rafał Gikiewicz popełnił błąd i piłka po odbiciu się od słupka wylądowała w siatce.

 

Ten gol dobił wrocławian, którzy nie ustrzegli się kolejnego błędu w defensywie - asystę zaliczył Sobiech, a piątą i jak się okazało ostatnią w czwartkowy wieczór bramkę dla gości zdobył Manuel Schmiedebach.

 

Onet.pl