W Gelsenkirchen jest bardzo poważny kryzys

Zwolniony menedżer, niezadowoleni kibice, piłkarze w kiepskiej formie, kapitan rezygnujący z funkcji, trener niepewny przyszłości i wielkie ambicje. Tak wygląda w tym roku sytuacja w Schalke 04 Gelsenkirchen.

 

Zupełnie odwrotnie natomiast jest w klubie z Hamburga, który jutro musi w Zagłębiu Ruhry zdobyć trzy punkty, żeby w dalszym ciągu liczyć się w walce o mistrzostwo Niemiec. Klasyk Bundesligi zostanie rozegrany już po raz 82.

 

- Trudno mi jest wskazać faworyta tego meczu - powiedział kilka dni temu Stefan Effenberg - były reprezentant Niemiec, który obecnie jest cenionym ekspertem telewizyjnym. - Oba zespoły są w nierównej formie, potrafią wygrać trudne mecze na wyjeździe, żeby potem stracić punkty w spotkaniach z zespołami z dołu tabeli. Co prawda HSV takich wpadek zdarzało się mniej, ale i tak zgubili kilka punktów, które na koniec sezonu mogą ich bardzo dużo kosztować.

 

Zawodnicy z Gelsenkirchen przed sezonem zapowiadali walkę o mistrzostwo Niemiec. Jednak już po kilku kolejkach okazało się, że szczytem marzeń będzie awans do Europa League. Coraz gorsze mecze i coraz niższe miejsce w tabeli niemieckiej ekstraklasy spowodowały wielką złość szefów klubu, którzy otwarcie przyznają, że po zakończeniu sezonu w drużynie nastąpi rewolucja kadrowa.

 

Taką w ostatnich dwóch okienkach transferowych przeszedł klub z Hamburga. Trener Martin Jol latem i zimą sprzedawał i kupował piłkarzy na pęczki. Na szczęście dla szkoleniowca, HSV sporo na tych transakcjach zarobił, a przy okazji pozyskał odpowiednich piłkarzy, którzy byli w stanie włączyć się do walki o mistrzostwo Niemiec. Pytanie jednak, czy będą w stanie triumfować w niemieckiej ekstraklasie, skoro zbyt często gubią punkty w meczach wyjazdowych. A Schalke przynajmniej u siebie jest w tym sezonie mocne.

 

Wiele zależy też od tego, jak zespół gospodarzy poradzi sobie z zamieszaniem w ostatnich tygodniach. Najpierw zwolniony został menedżer Andreas Mueller, a w tym tygodniu dobrowolnie z funkcji kapitana zrezygnował Marcelo Bordon.

 

sports.pl