"Wichniar, nie rób nam tego!"

Heribert Bruchhagen to postać niemal nieznana w Polsce. Mało kto wie, że obecny prezydent Eintrachtu Frankfurt odkrył talent Artura Wichniarka i przed dziesięcioma laty sprowadził tego gracza do Niemiec, otwierając przed nim drzwi do zagranicznej kariery. Teraz liczy, że w meczu Arminii z Eintrachtem Polak "odwdzięczy" się mu w specyficzny sposób.

- Panu Bruchhagenowi mam wiele do zawdzięczenia, bo dzięki niemu mogę grać dziś w Bundeslidze - powiedział Wichniarek - Zawsze mogłem na niego liczyć, nawet w trudnych chwilach na początku kariery w Niemczech.

60-letni Bruchhagen wypatrzył "Króla Artura" pod koniec lat 90. Dokładnie w listopadzie 1999 roku ówczesny menedżer Arminii Bielefeld zdecydował się ściągnąć Polaka z Widzewa Łódź. Jak sam przyznaje w wywiadzie dla "Bilda", sporo go to kosztowało. - Artur był dla naszego ówczesnego budżetu naprawdę sporym wydatkiem - stwierdził Bruchhagen - Musieliśmy zapłacić Widzewowi 3 miliony marek, z czego wywiązaliśmy się w ratach, po milionie na rok.

 Początki niemieckiej kariery Wichniarka nie były łatwe, bowiem zawodnik musiał wygrać rywalizację z samym Bruno Labbadią, który wtedy był czołowym snajperem ligi niemieckiej. - Artur nigdy się jednak nie poddawał - mówi Bruchhagen - Zdołał się przebić przez konkurencję i szybko zrobił karierę.

Bruchhagen nie ukrywa, że jako prezydent Eintrachtu chciał pozyskać polskiego napastnika. - Przed czterema laty interesowałem się ponownie Arturem, gdy ten opuszczał Herthę Berlin, ale Arminia okazała się szybsza.

W niedzielę Arminia spotka się w meczu ligowym z Eintrachtem. W związku z tym Bruchhagen ma tylko jedną prośbę do polskiego napastnika, który w tym sezonie zdobył już 12 goli. - Artur mógłby pokazać trochę wdzięczności. Naprawdę nie potrzebujemy jego goli w niedzielę - kończy prezydent klubu z Commerzbank-Arena.

 

ASInfo/INTERIA.PL