Krzynówek: Temat Legii jest zamknięty

Chcę niektórym udowodnić, że nie jestem taki słaby, jak im się wydawało - powiedział dla "Przeglądu Sportowego" Jacek Krzynówek.

 

PRZEGLĄD SPORTOWY: 1:3 z Energie, czyli debiut w Hannoverze chyba nie taki, jak pan sobie wyobrażał?

 

JACEK KRZYNÓWEK: Cottbus wygrało zasłużenie, było zespołem agresywniejszym od nas. Po czerwonej kartce dla Andreasena straciliśmy dwa gole i było po meczu. Ja mam taką zasadę, że nie oceniam swoich debiutów. Niech zrobią to dziennikarze i przede wszystkim trener. Zobaczymy, jak on to będzie widział. W czwartek, po powrocie z kadry, będzie odprawa i analiza tego spotkania. Przegraliśmy, ale trzeba już koncentrować się na kolejnym przeciwniku, VFB Stuttgart.(..)

 

PS: W Niemczech pana debiut był sporym wydarzeniem. Telewizja transmitująca to spotkanie, co chwilę pana pokazywała.

 

Naprawdę? Widocznie mieli takie polecenie (śmiech).

 

PS: To oznacza, że naprawdę w Hannoverze na pana liczą.

 

Tak. I dają mi to odczuć od pierwszego dnia pobytu w nowym klubie. Trener wiele się po mnie spodziewa, nowi koledzy również. Trzeba trochę czasu, żeby się lepiej poznać, nauczyć boiskowych zachowań. Ja ich, a oni moich. Z każdym tygodniem powinno być lepiej.

 

PS: Wprawdzie to dopiero kilka dni, ale jak się pan czuje w nowym otoczeniu?

 

Wszyscy mnie tu życzliwie przyjęli. Cieszy mnie to w takim samym stopniu, jak fakt, iż w końcu udało mi się wyrwać z Wolfsburga. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak dobrze grać dla nowego klubu.(..)

 

 

PS: Nie żal Legii? Może warto było wrócić do Polski?

 

Ja nie czuję się taki słaby, jak traktowano mnie w Wolfsburgu. Na pewno wpływ na moją decyzję miały także czynniki ambicjonalne. Chcę niektórym udowodnić, że Krzynówek nie jest taki słaby, jak im się wydawało. Mam tu półtora roku kontraktu i na razie temat Legii jest zamknięty. Słyszałem, że dyrektor sportowy Legii powiedział, że ten klub był dla mnie kartą przetargową. To nieprawda. Bardzo poważnie podchodziłem do tej oferty. Ale wszystko trwało zbyt długo. Oferta miała wpłynąć przed świętami Bożego Narodzenia, a przyszła miesiąc później, tuż przed zamknięciem okienka transferowego. Chociaż nie wiem, czy Magath puściłby mnie za darmo. Z drugiej strony cały czas mówił, że nie zgodzi się na moje przejście do Bundesligi, a pół miliona euro zrobiło swoje. Widać wszystko kręci się wokół pieniądza.

 

sports.pl