Dlaczego Wichniarek nie strzela dla Polski?

Dla Artura Wichniarka bramka w meczu z Herthą musi być czymś szczególnym. Grał w Berlinie trzy sezony, przychodził z Arminii jako król strzelców II Bundesligi, by zdobyć marne cztery bramki. W Berlinie pozwolono mu jednak zagrać zaledwie 44 razy.

 

Wcześniej, w tym samym czasie w Bielefeldzie zdobył pół setki bramek - grał ze skutecznością 0,5 gola na mecz. Kontrast niewiarygodny. Zwłaszcza, że po powrocie z Berlina w 2006 roku odnalazł się natychmiast. Dziś, po 19 kolejkach Bundesligi ma 12 bramek, realne szanse na tytuł króla strzelców I Bundesligi, a co ważniejsze jeszcze bardziej realne widoki na utrzymanie zespołu, który trwa ponad strefą spadkową dzięki niemu. Polak zdobył 2/3 goli drużyny! Czy jest w Europie inny taki przypadek?

 

Można mnożyć teorie. Dla jednych historia Wichniarka bedzie dowodem jak ważne jest, by piłkarz odnalzał swoje miejsce. W Berlinie twierdzili, że Polak nadaje się tylko do klubików gdzie jest „Królem Arturem”. Kluby, takie jak Hertha (choć to przecież nie Real Madryt) to już dla niego za wysokie progi. Wichniarek może odpowiedzieć wyłacznie golami, co właśnie zrobił odbierając drużynie z Berlina zwycięstwo i dwa punkty.

 

Znacznie ciekawe jest jednak pytanie dlaczego reprezentacja Polski jest dla Wichniarka Berlinem, a nie Bielefeldem? Zagrał w niej tylko 17 razy (cztery bramki), a z pięciu selekcjonerów konsekwentnie stawiał na niego właściwie tylko Boniek. Tyle, że Boniek szybko przestał stawiać na siebie (zrezygnował z funkcji po 5 meczach). Wójcik wystawił Wichniarka w siedmiu meczach, ale 30 zagrał bez niego. Janas nie miał przekonania, Beenhakker jeszcze mniej.

 

Pamiętamy Krzysztofa Warzychę na którego w kadrze też nie stawiano. A jednak zagrał w niej 50 razy, choć gwiazda Panathinaikosu (235 bramek w 352 meczach) strzelała dla reprezentacji ze średnią 0,18. Nawet Wichniarek ma więc wyższą. Inny znany napastnik Roman Kosecki zdobył w kadrze 19 bramek w 69 meczach, z czego tylko cztery w pojedynkach o punkty. Jacek Ziober trafił do siatki 8 razy w 46 grach, Andrzej Juskowiak 13 razy w 39. Itd.

 

Cyfry zagadki Wichniarka nam więc nie rozwiążą. Trudno jednak uwierzyć, że to wszystko stało się przez przypadek. A może to bariera psychologiczna? Może Wichniarek, który wydaje się bardzo pewny siebie, w rzeczywistości potrzebuje cieplarnianych warunków, by rozkwitać? W kadrze takich mieć nie mógł. Czy gdyby miał, nasza reprezentacyjna piłka byłaby choć odrobinę lepsza?

 

W lutym Wichniarek kończy 32 lata i pewnie zabraknie czasu, by to sprawdzić.

 

sport.pl