Bayern Monachium jest bezradny. Gigantyczna afera na horyzoncie

Bayern Monachium jest bezradny. Gigantyczna afera na horyzoncie

Bayern Monachium doskonale wie, że jego hegemonia jest groźna dla Bundesligi i szkodzi samemu sobie. Może dlatego zrobił wszystko, by nie zdobyć mistrzostwa Niemiec. Ale nawet to mu się nie udało. Próżno szukać drugiego klubu, w którym zdobycie mistrzostwa skutkowałoby ścięciem głów i awanturą.

To, co wydarzyło się w ostatniej kolejce Bundesligi, można nazwać spodziewaną niespodzianką. Z jednej strony działy się rzeczy niesamowite: Borussia Dortmund tracąca szybko dwa gole i niestrzelająca rzutu karnego z grającym o nic FSV Mainz, Bayern tracący gola na 10 minut przed końcem (który dawał mistrzostwo BVB), decydujący o mistrzostwie gol Jamala Musiali w 89. minucie (2:1). Jakby dramaturgii było mało, dla jej podbicia Borussia zdobyła jeszcze bramkę w 96. minucie na 2:2, ale zabrakło jej czasu na trzeciego gola, który dałby mistrzostwo.

Z drugiej strony skończyło się jak mistrzostwem Bayernu. 11. raz z rzędu. Czy ktokolwiek jest naprawdę, dogłębnie zszokowany tym, że Borussia Dortmund w decydującym momencie nie dała rady? Że potknęła się o własne sznurówki na ostatniej prostej? Gdy koło 81. minuty stadion BVB eksplodował z radości - Bayern stracił gola na 1:1, co dawało mistrzostwo Dortmundowi - piłkarze paradoksalnie zwolnili. Nie szukali już gola na 2:2, a potem na 3:2, co dałoby im wymarzony triumf. Jakby oddali swój los w ręce oddalonych o 80 km piłkarzy FC Koeln. Ale oni nie dali rady, decydujący cios zadał Musiala.

11. mistrzostwo Bayernu z rzędu to też historia o słabości niemieckich klubów. Zazwyczaj mają prostą wymówkę: Bayern jest zbyt potężny, ma zbyt wielkie możliwości finansowe, by móc go powalić. I częściowo to prawda. W czołowej 20 europejskich klubów pod kątem przychodów znajdują się tylko dwaj przedstawiciele Bundesligi - Bayern jest 6. (653,6 mln euro), a Borussia Dortmund 13. (356,9 mln - dane z raportu Deloitte).

Ale to tylko część historii. Narzekać mogła Borussia Dortmund Thomasa Tuchela, która w sezonie 2015/16 zajęła drugie miejsce, choć zdobyła aż 78 pkt (walec Pepa Guardioli w jego ostatnim sezonie zdobył aż 88 pkt). Tak samo mógł mówić Lucien Favre trzy lata później; jego ekipa zdobyła 76 pkt. Do mistrzostwa zabrakło dwóch punktów. Choć tu również ujawnił się gen autodestrukcji Borussii Dortmund: w końcówce sezonu zaliczyła spektakularne wpadki. 0:5 (!) z Bayernem w 28. kolejce, w 31. przegrała u siebie z Schalke, lokalnym rywalem 2:4 (kończąc mecz w dziewiątkę), a potem straciła punkty w Werderem.

Poza Bayernem tylko ekipy Tuchela, Favre'a i obecna Edina Terzicia w ostatnich latach przebiły granicę 70 pkt. To niewiele ponad dwa punkty na mecz (dokładnie 2,06). O skali trudności, z jakimi mierzą się czołowe kluby Bundesligi, świadczą też wyniki w Lidze Mistrzów. Od sezonu 2017/18 tylko dwa razy w ćwierćfinałach oglądaliśmy niemiecką ekipę poza Bayernem: po razie zrobiły to BVB i RB Lipsk (które awansowało do półfinału). I zwłaszcza przykład BVB jest tu znaczący: na sześć podejść tylko raz dotrwała do ćwierćfinału. Tu nie ma żadnego wytłumaczenia, to klęska. Tylko BVB i Lipsk są w stanie realnie powalczyć z Bayernem o mistrzostwo; pozostałe ekipy są zbyt niestabilne z sezonu na sezon, by móc w najbliższym czasie im zagrozić.

Sobotnie wydarzenia i zwroty akcji kibice zapamiętają na lata, ale Bundesliga ma problem. I doskonale o tym wie. Bayern jest otwarty na pomysł wprowadzenia play-offów. By o mistrzostwo grało się w systemie pucharowym, co miałoby wprowadzić większe emocje na finiszu (bo zazwyczaj ich brakuje, a mistrzostwo jest rozstrzygnięte na kilka kolejek przed końcem). Teoretycznie to wbrew interesom Bayernu - zwiększa się czynnik losowości (np. w jednym meczu Macedonia Płn. była w stanie pokonać Włochów w walce o MŚ 2022 - choć oddała pięć strzałów przy 32 Włochów). Ale Bayern wie, że brak poważnej konkurencji jest niezdrowy. Cierpi na tym w Lidze Mistrzów, cierpi też na tym cała liga, która przy większej rywalizacji mogłaby generować większe zainteresowanie. Niemieckie media były zachwycone, gdy Bayern stracił pozycję lidera. "Suddeutsche Zeitung" pisało wprost: "obiektywnie rzecz biorąc, kryzys Bayernu jest błogosławieństwem dla całej ligi". I stąd pomysł wprowadzenia play-offów.

Bardziej postronni kibice mogą zastanawiać się, po co oglądać ligę, którą na końcu niezależnie od okoliczności wygrywa Bayern. Nawet jeśli sprzeda swojego najlepszego piłkarza i go nie zastąpi odpowiednio, zdobędzie najmniej punktów od 12 lat, będzie wewnętrznie podzielony i skłócony, zwolni trenera w trakcie sezonu, a minutę po zdobyciu mistrzostwa wypłyną wieści o zwolnieniu prezesa sekcji piłkarskiej Bayernu Olivera Kahna i dyrektora sportowego Hasana Salihamidzicia. Na boisku jeszcze w trakcie fety prezes Herbert Hainer kłóci się ze zwolnionym Salihamidziciem...

... a niedługo później Kahn pisze, że chciał być z drużyną, ale mu zabroniono. I odpala w ten sposób bombę. Co takiego musiało się wydarzyć, że taka legenda jak Kahn została potraktowana w ten sposób (Bayern wcześniej oficjalnie podawał, że Kahna nie ma z powodu choroby)? Dlaczego również zwolniony Salihamidzić mógł być na miejscu? To dopiero początek afery, która będzie rozwijała się w najbliższych dniach. FC Hollywood pełną gębą.

Ale co zmieniłyby play-offy? Skoro nawet taki Bayern został mistrzem, bo Borussia Dortmund w meczu o mistrzostwo nie była w stanie pokonać 9. drużyny, która znajdowała się w fatalnej formie i grała o nic.

 

źródło: onet.pl