Niesamowity mecz Realu z Bayernem, Królewscy wyszarpali awans

Niesamowity mecz Realu z Bayernem, Królewscy wyszarpali awans

Real Madryt znów miał problem z utrzymaniem zaliczki wywalczonej w pierwszym meczu, ale ponownie wyszedł z opresji zwycięsko. Na Santiago Bernabeu obrońcy Pucharu Mistrzów zremisowali z Bayernem Monachium 2:2 (1:1) i w zagrają w trzecim kolejnym finale Champions League.

  • Bayern miał kilka okazji, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść
  • Kolejny słaby występ zanotował Robert Lewandowski, który miał tylko jedną szansę bramkową, ale jej nie wykorzystał
  • W finale Real zagra prawdopodobnie z Liverpoolem, który w środę będzie bronił w Rzymie bardzo solidnej zaliczki z Anfield (5:2)

Lista nieobecnych piłkarzy Bayernu - z Manuelem Neuerem, Jeromem Boatengiem, Arturo Vidalem, Javim Martinezem, Arjenem Robbenem i Kingsleyem Comanem, mogła przyprawić o ból głowy, ale jeśli Jupp Heynckes postanowił wykorzystać przeciwności losu jako czynnik motywujący, trafił w punkt. Mistrzowie Niemiec wiedzieli, że jeśli nie strzelą na Santiago Bernabeu przynajmniej dwóch bramek, pożegnają się z myślami o finale Ligi Mistrzów.

Heynckes nie krył przed spotkaniem, że drogę wyznaczył Juventus, który w Madrycie odrobił aż trzy gole straty. Bayern poszedł więc dobrze wydeptaną ścieżką i już w trzeciej minucie odrobił część strat. Wszystko zaczęło się od dośrodkowania Thomasa Muellera i dość pechowej interwencji Sergio Ramosa. Piłka znalazła się szczęśliwie pod nogami Joshuy Kimmicha, któremu pozostało już tylko zmieszczenie jej między słupkami.

Real odpowiedział błyskawicznie. W 11. minucie Królewscy wymienili ponad 20 podań, po czym Marcelo wrzucił piłkę na "nos" do Karima Benzemy. Francuza z radaru stracił David Alaba, więc wyrok był tylko formalnością. Zaczęło się więc jak u Hitchcocka, a z kontynuacją akcji wcale nie było inaczej. Napięcie wciąż rosło.

Gdyby scenarzystom "Gwiezdnych wojen" brakowało pomysłów na kolejnce części, mogliby czerpać inspirację ze starcia na Santiago Bernabeu. Choćby ze względu na kosmiczne tempo meczu. Tu nie było fragmentów, w których nic się nie działo. Akcja za każdym razem była albo pod bramką Bayernu (rzadziej), albo Realu (częściej). Nawet sytuacje, które nie pachniały golem, były zalążkami dobrych okazji. Gdzieś w tym wszystkim ginął Robert Lewandowski, który zmarnował jedną kapitalną okazję (jego strzał obronił Keylor Navas), ale pozostali ofensywni piłkarze prezentowali się doskonale.

Narastające napięcie doprowadziło do kolejnych trzęsień ziemi - jednego w ostatnich sekundach pierwszej połowy, drugiego na samym początku drugiej. Najpierw Cuneyt Cakir nie odgwizdał rzutu karnego po ewidentnym zagraniu ręką Marcelo, a później koszmarny błąd popełnił Sven Ulreich.

Bramkarz Bayernu prawdopodobnie myślami był jeszcze w szatni, gdy kilkadziesiąt sekund po wznowieniu gry otrzymał podanie od Corentina Tolisso. Ulreich był pod presją Benzemy, ale zrobił coś, co trudno wytłumaczyć - po prostu przepuścił piłkę, a Francuz wpakował ją do pustej siatki.

Zła wiadomość dla Bayernu była taka, że musiał strzelić dwa gole, by awansować, dobra - że miał na to mnóstwo czasu. Z każdą kolejną minutą mistrzowie Niemiec odkrywali się coraz mocniej, przez co Real miał okazje do "zabicia" meczu. Nie wykorzystali ich jednak ani Benzema, ani Cristiano Ronaldo. Jak strzelać, pokazał natomiast inny piłkarz Realu, tyle że... grający dla Bayernu.

James Rodriguez w 63. minucie skutecznie dobił własny strzał i wysłał wyraźny sygnał - Bayern wciąż walczy o finał Ligi Mistrzów. I to jak - przewaga ekipy Heynckesa stawała się bardzo wyraźna i powinna skończyć się kolejną bramką. Przy strzałach Tolisso i Muellera genialnie interweniował jednak Navas.

Jak się okazało, postawa bramkarzy była niuansem, który sprawił, że w finale zagra Real. Bayern, podobnie jak Juventus, pokazał, że odrobienie strat w Madrycie nie było niemożliwe, ale wszystko zakończyło się, jak zawsze. Awansem Realu.

Real Madryt - Bayern Monachium 2:2 (1:1)

Bramki: Karim Benzema (11, 46) - Joshua Kimmich (3), James Rodriguez (63).

Pierwszy mecz: 2:1. Awans - Real Madryt.

 

 

źródło: onet.pl