Gikiewicz: może przyszedł już czas na mnie

Gikiewicz: może przyszedł już czas na mnie

Bezbramkowym remisem zakończył się sobotni pojedynek rozgrywany na Stadionie Olimpijskim w Berlinie, w ramach 26. kolejki Bundesligi, pomiędzy lokalną Herthą i SC Freiburg. - Z jednego wywalczonego tu punktu, powinniśmy się cieszyć - ocenił po końcowym gwizdku spotkania, polski golkiper ekipy przyjezdnych, Rafał Gikiewicz.

- Hertha miała dwie bardzo dobre sytuacje zwłaszcza w pierwszej połowie meczu, przy których świetnie zachował się jednak nasz bramkarz - kontynuował Polak. - My z kolei w przeciągu całego spotkania nie wypracowaliśmy sobie właściwie żadnej okazji do strzelenia gola. Byliśmy za to dobrze ustawieni w defensywie, przez co Hertha niewiele była w stanie zrobić dziś pod naszą bramką - dodał Gikiewicz, który starciu w Berlinie przyglądał się jedynie z ławki rezerwowych.

Wywalczony w tym meczu przez jego zespół skromny punkt, nie poprawił położenia fryburczyków w ligowej tabeli, którzy po 26 rozegranych seriach gier, z 30 punktami na koncie plasują się na 13. miejscu w zestawieniu, mając pięć oczek przewagi nad 16. lokatą, oznaczającą walkę o utrzymanie się w Bundeslidze, w nieprzyjemnych barażach.

- Można patrzeć na to z dwóch stron. Mamy tylko albo aż pięć punktów zaliczki. Gdybyśmy dziś wygrali, mielibyśmy siedem oczek przewagi nad Mainz. A tak mamy pięć, przed sobą mecz u siebie ze Stuttgartem i wszystko we własnych rękach i nogach. Jeśli zdobędziemy komplet punktów w tym meczu, będziemy mieli 33 punkty i zrobimy bardzo duży krok w kierunku utrzymania się w pierwszej lidze - ocenił Gikiewicz.

W opinii Polaka, choć przeciwnik Freiburga w nadchodzącej kolejce VfB Stuttgart, w ostatnich tygodniach spisuje się rewelacyjnie, faworytem tego pojedynku będą jednak mimo wszystko fryburczycy.

- Pokazaliśmy już w tym sezonie, że w domu jesteśmy naprawdę groźni. Freiburg u siebie i na wyjeździe to jak dwa różne zespoły. W piątek to Stuttgart powinien się nas obawiać, a nie my jego - stwierdził Gikiewicz.

On sam piątkowemu starciu ze stuttgartczykami (16 marca, godz. 20:30) będzie przyglądał się ponownie jedynie z ławki rezerwowych. Pozycja jego głównego konkurenta w bramce Freiburga Alexandra Schwolowa jest bowiem nadal niezachwiana i pewna. Gikiewicz, swoją rolę - etatowego rezerwowego we fryburskiej drużynie akceptuje, choć nie ukrywa, że nie do końca jest z niej zadowolony.

- Zawsze podkreślam, że chcę grać. Zobaczymy, co wydarzy się latem. Jeśli Alex (Schwolow, przyp. Red.) nie odejdzie, to ja to zrobię. Jeśli odejdzie, to ja zostanę. Jeden z nas będzie musiał w każdym razie odejść. Ja chciałbym grać, więc może przyszedł już na mnie czas i kolej. Przed sezonem, Christian Streich i Freiburg nie chcieli mnie puścić. Mam tu jeszcze roczną umowę i muszę ją respektować. Na razie skupiam się na dniu jutrzejszym. Przyjdą wakacje, to zobaczymy, co dalej - oznajmił polski bramkarz, który pod koniec lutego po raz drugi został również ojcem.

- Cieszę się, że syn będzie miał wpisane w dokumentach Freiburg. Nie wiem jednak, czy dane mu będzie jeszcze chodzić do żłobka we Freiburgu - zakończył, śmiejąc się Gikiewicz.

źródło: onet.pl