Dlaczego Lewandowski, krytykując Bayern, nie ma racji

Dlaczego Lewandowski, krytykując Bayern, nie ma racji

Robert Lewandowski ma oczywiście święte prawo odejść gdzie indziej, ale z biciem w tarabany, że Bayernowi Monachium świat odjeżdża, to gruba przesada.

Większe szansę na wygranie Ligi Mistrzów niż Monachium, daje tylko Madryt i Barcelona. Ale tam Lewandowski raczej nie jest teraz potrzebny. Trudno odejść z Bayernu i zaliczyć sportowy awans
Kwoty transferowe nie mają większego wpływu na wyniki. Liczą się wydatki na płace, a na nich Bayern nie oszczędza, czego Lewandowski jest najlepszym przykładem
W przypadku Lewandowskiego na pierwszy plan wysuwa się transfer do Paris Saint-Germain

Zacznijmy od tego, że w słynnym wywiadzie dla „Der Spiegel” przez Roberta Lewandowskiego nie przemawiała frustracja. To nie była rozmowa tuż po meczu, tuż po odpadnięciu z Ligi Mistrzów, przeprowadzana w emocjach. Wszystko było starannie zaplanowane, umawiane pewnie od jakiegoś czasu, przeczytane prawdopodobnie przez szereg rzeczników. To była polityka. Lewandowski coś tym wywiadem chce osiągnąć. Na pewno nie nowy kontrakt, więc pewnie transfer. W tym kontekście trochę dziwi moment, w którym Lewandowski powiedział to, co powiedział – tuż po zamknięciu okna transferowego. W zimie nie dokonuje się wielkich transferów, więc do następnego okna transferowego zostało jeszcze dziesięć miesięcy. To sporo. Wystarczająco, by wszyscy już o wywiadzie zapomnieli.

Skoro jednak transfer, pojawia się pytanie dokąd. Mamy już przez samego Lewandowskiego podane na tacy, że będą się dla niego liczyć pieniądze i sukcesy. Jako że wymienił także sukcesy, a nie tylko pieniądze, można z miejsca odrzucić wszelkie dalekowschodnie czy amerykańskie rynki. Lewandowski rozpoczął grę o transfer wewnątrz Europy. Skoro chodzi o sukcesy, domyślam się, że głównym napędem Polaka nie będzie chęć wygrania którejkolwiek ligi krajowej, tylko Ligi Mistrzów. W tym kontekście to dziwna gra. Z perspektywy ostatnich lat, by mieć największe prawdopodobieństwo wygranej w Lidze Mistrzów, należało grać w Realu Madryt, ewentualnie w Barcelonie bądź Bayernie. Z Realem Madryt jest problem, bo po pierwsze ma kadrę kompletną, po drugie ostatnio wcale nie szaleje na rynku transferowym, a chęć ewentualnego wykupienia Lewandowskiego z Bayernu wymagałaby kompletnie szalonych kwot. A po trzecie, Lewandowski w następnym okienku transferowym będzie miał 30 lat. Wiele można powiedzieć o Realu Florentino Pereza, ale nie to, że wydaje horrendalne kwoty na 30-latków. Od Karima Benzemy, Lewandowski jest młodszy o ledwie dziewieć miesięcy. Czyli jeśli chodzi o szykowanie następcy Francuza, nie jest dla madrytczyków żadną atrakcją.

Dość podobnie ma się sprawa z Barceloną, gdzie jest Luis Suarez, od którego kapitan reprezentacji Polski jest młodszy ledwie o rok. Sportowo atrakcyjne, jeśli chodzi o regularność w dochodzeniu do końcowych faz Ligi Mistrzów byłoby jeszcze względnie Atletico Madryt, ale tę drużynę trzeba przekreślić ze względu na pieniądze oraz marketingową wartość. Gwiazdy Bayernu nie przechodzą do Atletico. Po prostu nie. Dla jasności wywodu, z szerokiej europejskiej czołówki odrzućmy też ewentualność przejścia do Juventusu Turyn. Ani liga nie jest bardziej konkurencyjna niż w Niemczech, ani szanse wygrania Ligi Mistrzów znacząco większe, ani pieniądze. Juventus bierze z Bayernu raczej rezerwowych (Medhi Benatia, Douglas Costa) niż gwiazdy. Poza tym, patrząc na bogactwo kadrowe Juventusu w ataku, akurat Lewandowski nie jest w Turynie do niczego potrzebny.

Lewandowskiemu będzie więc bardzo ciężko jednocześnie zmienić klub na lepszy i taki, który da mu więcej. Te dwa warunki do spełnienia łącznie są niemal niemożliwe. Może ewentualnie zmienić klub na – w ostatnich latach na europejskiej arenie – gorszy, ale bogatszy i z nadziejami, choć bez żadnej pewności, że się to zmieni. Wysuwa się tu na pierwszy plan Paris Saint-Germain, które chyba urzekło Lewandowskiego rozmachem, z jakim działało tego lata. Niewykluczone, że po transferach, jakich dokonało, będzie mocnym kandydatem do wygrania Ligi Mistrzów, chociaż na razie ani razu nie przebrnęło ćwierćfinału. Gdy Bayern raz potknął się na tym szczeblu, o włos nie eliminując wszechwładnego Realu, wywołało to w Monachium kryzys. Paryżowi trzeba jednak przyznać, że ma bardzo dobrą drużynę. Wprawdzie w Ligue 1 Lewandowski nudziłby się jeszcze bardziej niż w Bundeslidze i miałby jeszcze więcej okazji do testowania nowych trików, ale skupmy się na Lidze Mistrzów.

Po lekturze wywiadu w „Der Spiegel”, wiemy już z całkowitą pewnością, że Lewandowski nie czytał „Futbonomii”. Ta znakomita książka rzuciłaby mu być może nowe światło na sytuację na rynku transferowym. Simon Kuper i Stefan Szymański przez dwadzieścia lat przyglądali się działaniom angielskich klubów na zakupach. Odkryliśmy, że ich wydatki transferowe tłumaczyły zmiany ich pozycji w lidze zaledwie w 16 procentach. Innymi słowy, sam fakt bycia „klubem, który kupuje” nie oznaczał, że miały lepsze wyniki niż „kluby, które sprzedają”. Niezwykle znaczące okazały się z kolei wydatki klubów na wynagrodzenia. Wysokość tej kwoty aż w 92 procentach odpowiadała zmianom pozycji w lidze (…) Wygląda na to, że w długim okresie wysokie płace pomąagaj drużynom w większym stopniu niż spektakularne transfery.

Nie chodzi o żadne powtarzane często: „pieniądze nie grają”. Grają, ale pieniądze wydawane na płace, a nie na transfery. Bayern to wie. Uli Hoeness mówi: „nie będę dokonywał transferów za sto milionów euro”, a nie mówi: „nie będę płacił żadnemu zawodnikowi dwudziestu milionów euro rocznie” (bo płaci). Żeby zbudować wielką drużynę, trzeba wydać wielkie pieniądze, ale niekoniecznie trzeba je przelać największym rywalom.

Bayern wie jak to robić. Biorąc pod uwagę liczbę triumfów w Pucharze Mistrzów i Lidze Mistrzów, jest trzecim najbardziej utytułowanym klubem w historii futbolu, po Realu Madryt i AC Milan. Ani przez moment w historii Bayern nie wydawał najwięcej na transfery. Pod tym względem zawsze był równie zacofany, co teraz, a nawet bardziej. Zawsze inni kupowali drożej, a Bayernowi czasem udawało się mądrzej. Ten klub jest oczywiście obrzydliwie bogaty, ma wystarczająco wielkie zasoby, by wygrywać Ligę Mistrzów, ale na końcu, wśród największych, liczy się także know-how. A pod tym względem Bayernowi w ostatnich latach trudno wiele zarzucić. Na tle europejskiej czołówki się tym wyróżnia.

Najlepszym przykładem sposobu działania Bayernu jest sam Lewandowski. Gdyby Bayern był jak tegoroczne Paris Saint-Germain, kupiłby go z Dortmundu za 150 milionów euro. Tymczasem wziął go za darmo, dając za to pensję na europejskim poziomie, którą podwoił natychmiast, gdy tylko napastnik zaczął kręcić nosem. Właśnie obecny Bayern jest przykładem, że można zbudować arcysilny klub, nie wydając gigantycznych pieniędzy. Za mniejsze pieniądze niż PSG Neymara, Bayern kupił całą jedenastkę, czyli Neuera, Kimmicha, Hummelsa, Boatenga, Alabę, Vidala, Rudy'ego, Robbena, Thiago, Ribery'ego i Lewandowskiego. To ma być dowód słabości Bayernu, czy tego, że Lewandowski ma nad sobą osoby genialnie poruszające się po rynku transferowym? Osoby, które wiedzą, jak wyciągnąć Lewandowskiego i Rudy'ego za darmo, jak wychować Alabę, że w II-ligowym Lipsku gra ciekawy Kimmich, że ten nie łapiący się w Manchesterze City Boateng ma potencjał na piłkarza światowej klasy, że rezerwowych w Realu Robbena i w Barcelonie Thiago warto wyciągnąć? To, co Lewandowski widzi jako słabość Bayernu, jest jego największą siłą.

Trudno się z Lewandowskim kłócić o to, że Bundesliga jest mało konkurencyjna. To fakt. Pod tym względem atrakcyjne są więc tylko dwie ligi: La Liga i Premier League. Ligue 1, mimo zeszłorocznego wypadku przy pracy w postaci mistrzostwa Monaco, nie jest konkurencyjna, skoro PSG wypożycza sobie największą gwiazdę największego rywala, tylko po to, by móc zapłacić za rok, by nie połamać wszelkich zasad Financial Fair Play. Trudno o większy dowód dominacji PSG we Francji. Juventus dominuje w Serie A jeszcze mocniej niż Bayern w Bundeslidze. Premier League dla Lewandowskiego może być atrakcyjna jako wyzwanie, jako wielki marketingowo świat, jako wielkie pieniądze. Tyle że na razie niewiele wskazuje na to, by warto było tam iść dla wygranej w Lidze Mistrzów. Już nie tylko Bayern, ale nawet i Borussia Dortmund w ostatnich latach biła angielskie kluby w Europie na głowę. Poza tym, porozmawiajmy konkretnie. Gdzie do Anglii Lewandowski miałby iść? Do Manchesteru United, który właśnie ściągnął za wielkie pieniądze znacznie młodszego od „Lewego” Romelu Lukaku, a ma jeszcze Zlatana Ibrahimovicia? Do Chelsea, gdzie są znacznie młodszy od „Lewego” Alvaro Morata i – wciąż jeszcze – Diego Costa? Do Liverpoolu, by zajmować miejsca 3-5 w lidze? Bo przecież nie do Arsenalu, ani nie do Tottenhamu. Jasne, teoretycznie można by iść do Manchesteru City, ale jakoś mam przekonanie, że gdyby Pep Guardiola chciał go z Bayernu wyciągnąć, to albo już by to zrobił, albo bardzo intensywnie by nad tym pracował. Tymczasem nigdy, w najdrobniejszej ploteczce, nikt się nad tym nawet nie zająknął.Słyszałem po wywiadzie z Lewandowskim zachwyty, głównie z Polski, jak to szczerze powiedział jak jest. Szczerze powiedziałby jak jest, gdyby powiedział: „W Bundeslidze wygrałem wszystko, znudziła mi się. Bayern jest super, ale teraz chętnie poszedłbym gdzie indziej. Nie dlatego, że Bayern robi coś źle, tylko zwyczajnie, po ludzku, zanim skończę karierę, chciałbym jeszcze zagrać w Anglii, Hiszpanii czy Francji”. Szukanie argumentów sportowych, jakichś błędów w polityce Bayernu, to strzały kulą w płot. Nie wykluczam, że świadome (bo to polityka), ale jednak chybione. Nie mówiąc o wytykaniu wyjazdów do Azji, ale w tej kwestii dobrze skontrował Polaka Karl-Heinz Rumenigge.

Całkiem niewykluczone, że dla Bayernu szykuje się gorszy czas. Symptomy tego widać już od paru miesięcy. Nadal nie udało się uniezależnić od Francka Ribery'ego i Arjena Robbena, nadal, gdy przyjdzie do najważniejszych bitew w Lidze Mistrzów, Bayern będzie zależał od tego, jak obaj wiekowi (ale nadal wielcy) skrzydłowi sobie poradzą. Ale na ten moment nadal nie widać w Europie wielu drużyn silniejszych od monachijczyków i ani jednej, która byłaby poza ich zasięgiem. Ogłaszamy bawarski zmierzch, patrząc przez pryzmat zeszłorocznego ćwierćfinału Ligi Mistrzów, zapominając, że od miesięcy nikt w poważnym meczu tak nie przyparł Realu, obwoływanego przez niektórych drużyną wszech czasów, do ściany jak ten tracący dystans do świata Bayern.

 

źródło: onet.pl