Schalke, czyli upadek mimo wszystko niespodziewany

Ten sezon zapowiadał się dla Schalke 04 Gelsenkirchen najbardziej fascynująco od lat. Przed dzisiejszym starciem z Borussią Moenchengladbach, szukamy odpowiedzi na to, co poszło nie tak.

Bramkarz Ralf Faehrmann, zapytany przez reportera ZDF-u, o to, czy po porażce z Borussią Moenchengladbach, Schalke 04 musi się obawiać o utrzymanie, obruszył się za „prowokacyjne pytanie”. Nabila Bentaleba i Benjamina Stambouliego trener Markus Weinzierl krytykował za lekkomyślne i nonszalanckie podania przez środek boiska, których im ponoć zabraniał. Choć klub z Gelsenkirchen sportowo znajduje się w bardzo słabym położeniu, na razie mało kto zdaje się dostrzegać, że Schalke powoli wkracza w walkę o utrzymanie. Sezon jest już w zaawansowanej fazie, a „Górnicy” mają nad miejscem barażowym ledwie cztery punkty przewagi. Przed rokiem, na tym etapie sezonu, VfB Stuttgart miało o jeden punkt więcej od Schalke. I dziś walczy o awans do Bundesligi. Tylko dyrektor sportowy Christian Heidel zdaje się dostrzegać powagę sytuacji, mówiąc, że „słowa Europa nie chce już słyszeć, bo brzmiałoby to niepoważnie. Trzeba się skupić na tym, by jak najszybciej oddalić się od dołu tabeli”.

To niezwykłe, że akurat w tym sezonie Schalke radzi sobie aż tak fatalnie. Akurat kilka miesięcy po tym, jak do klubu udało się ściągnąć wspomnianego Heidela, zgodnie uznawanego za najlepszego dyrektora sportowego w Niemczech, „Monchiego z Moguncji”, który potrafił zrobić z FSV Mainz solidny zespół Bundesligi, mając do dyspozycji bardzo małe środki. Akurat kilka miesięcy po tym, gdy Heidelowi udało się wyciągnąć z Augsburga – za spore, jak na trenera, pieniądze – Markusa Weinzierla, uznawanego za jednego z najlepszych trenerów młodego pokolenia w Niemczech, który w Augsburgu zbudował to, co Heidel w Moguncji, mając do dyspozycji równie małe pieniądze. Dla Schalke, po latach chaosu i degrengolady, miały nastać lepsze czasy. Przez lata stroną sportową klubu rządził Horst Heldt, który w Schalke się zagubił, a za wyniki bezpośrednio odpowiadali trenerzy, nie odpowiadający ambicjom klubu – wyszydzany Jens Keller, wywieziony niemal na taczkach Roberto Di Matteo i absurdalnie nie pasujący do klubu tego formatu Andre Breitenreiter. Teraz obsada kluczowych stanowisk w klubie wreszcie wyglądała sensownie.

Niewykluczone, że to prawda i kiedyś lato 2016 będzie się wspominać jako punkt zwrotny w historii Schalke. Jeśli tak będzie, to raczej z powodu zatrudnienia Heidela, niż Weinzierla. O ile dyrektor sportowy dostał sporo czasu i możliwości, by przebudować klub na swoją modłę i nie ukrywa, że roboty ma co niemiara, to trener być może swoją szansę w Gelsenkirchen już przegrał. A na pewno jest na dobrej drodze, by to zrobić. Choć w Schalke działo się w ostatnich latach wiele złego, Weinzierl firmuje swoim nazwiskiem najgorszy sezon od osiemnastu lat.

A już były symptomy, że wszystko zaczyna iść w dobrą stronę. Zaczął wprawdzie trener od pięciu porażek z rzędu, co było najgorszym startem w historii klubu i na dzień dobry postawił się pod ścianą, ale później zaczął panować nad kryzysem. Wymyślił dla zespołu ustawienie z trójką defensorów, a obrona dowodzona przez Nalda i wspierana przez Matiję Nastasicia oraz Benedikta Hoewedesa, długo była bardzo stabilna. Przeniesienie akcentów ofensywnych na wahadłowych sprawiło, że Sead Kolasinac wyrósł na jednego z najlepszych lewych obrońców w Niemczech, a Alessandro Schoepf notuje strzeleckie rekordy na prawym wahadle. Środkowi pomocnicy Leon Goretzka i Nabil Bentaleb ustabilizowali środek pola. Schalke zaczęło wygrywać, gonić czołówkę, a przestało tracić gole. Nawet notoryczne kontuzje napastników – jesienią w tym samym momencie wypadli Breel Embolo, najdroższy nabytek w historii klubu, Klaas-Jan Huntelaar, Eric Maxim Choupo-Moting i Franco Di Santo – udawało się zrekompensować, rozkładając strzelanie goli na barki wielu piłkarzy. W ten sposób Schalke pewnie wyszło z grupy Ligi Europy, dotarło do ćwierćfinału Pucharu Niemiec, a sytuację w lidze poprawiło na tyle, by myśleć – jeśli nie o grze w Lidze Mistrzów, to chociaż o Lidze Europy. Nade wszystko, nie było jedyną mocną drużyną w kryzysie, problemy przeżywały też Borussia Dortmund, Bayer Leverkusen, Borussia Moenchengladbach i VfL Wolfsburg. Schalke, na tym tle, nie było wyjątkiem. Wydawało się, że miejscem w tabeli, płaci po prostu za wyjątkowo zły start.

Ostatnie tygodnie stanowią jednak kilka kroków w tył. Schalke Weinzierla stało się do bólu przewidywalne. Rywale już wiedzą, jak radzić sobie ze stwarzaną przez klub z Gelsenkirchen przewagą w środku pola. Coraz częściej udaje im się, poprzez ataki na środkowych pomocników, odciąć od podań skrzydła. Na domiar złego, poważnej kontuzji nabawił się Naldo. Z Holgerem Badstuberem w składzie, defensywa przestała już być trudna do sforsowania. W ostatnich pięciu meczach, Schalke straciło aż dziesięć goli. Formę stracili też Nastasić i Hoewedes, a występ całej drużyny w Pucharze Niemiec przeciwko Bayernowi Monachium wołał o pomstę do nieba. Weinzierl też zaczął tracić nerwy. Krytykował publicznie Bentaleba i Stambouliego, Maksa Meyera ponoć nie widzi w składzie i chce latem sprzedać, choć to jeden z największych talentów, jakie wychowało Schalke, nie ma pomysłu na wykorzystanie Jewhena Konoplianki, którego trzyma na ławce rezerwowych. A jednocześnie Heidel zapowiada wykupienie go z Sewilli za wielkie pieniądze. Pomiędzy działaniami i wypowiedziami dyrektora sportowego oraz trenera, nie ma już spójności.

Schalke w lidze ten sezon już przegrało. Gra toczy się tylko o to, by nie stworzyć sobie większych problemów i nie zamieszać się w walkę o utrzymanie. Klubowi z Gelsenkirchen została już tylko jedna szansa, by wyjść z tego sezonu z twarzą: to Liga Europy, w której na razie Schalke udaje się konsekwentnie ukrywać wszystkie swoje problemy. Dwumecz z Borussią Moenchengladbach i ewentualne dalsze występy w Lidze Europy, mogą za kilka miesięcy stanowić ważny argument w dyskusji na temat przyszłości Markusa Weinzierla w Schalke. Inaczej mówiąc: bez dobrych występów w Lidze Europy, nie będzie nad czym dyskutować.

 


Michał Trela - onet.pl