Armia młodych Polaków u bram Bundesligi

Kamil Wojtkowski, który sukcesywnie zbliża się do debiutu w pierwszej drużynie RB Lipsk, to dopiero początek. Na podobną szansę czeka w klubach Bundesligi cała grupa polskich juniorów.

Dość niespodziewanie, możemy się wkrótce dorobić kolejnego Polaka w Bundeslidze. Od sierpnia przyzwyczailiśmy się, że mamy ich sześciu – licząc z Eugenem Polanskim i Rafałem Gikiewiczem, który jeszcze nie pojawił się na boisku. W zimie nie doszło do żadnego transferu z udziałem polskiego zawodnika, a jednak w RB Lipsk, zespole wicelidera Bundesligi, w poprzednim meczu z Hoffenheim Kamil Wojtkowski usiadł na ławce rezerwowych. Debiut polskiego nastolatka jeszcze nie nastąpił, ale można się spodziewać, że to kwestia czasu. Kolejne szczeble przeskakuje bowiem dość szybko. Jesienią był podstawowym zawodnikiem juniorskiego zespołu Lipska. Z pięcioma golami, skrzydłowy stał się trzecim najlepszym strzelcem drużyny. W zimie Ralph Hasenhuettl, trener pierwszego zespołu, zabrał go na zgrupowanie i pozwolił wystąpić w sparingach. Teraz wziął go na ławkę w meczu Bundesligi. Znając zamiłowanie beniaminka do wpuszczania zdolnych, młodych piłkarze, Wojtkowski wiosną powinien zagrać w Bundeslidze.

Były zawodnik Pogoni Szczecin wybrał nietypową, odważną i trudną ścieżkę kariery. Jako 17-latek zadebiutował w ekstraklasie. Umożliwił mu to trener Czesław Michniewicz, który grę w grupie mistrzowskiej wykorzystał jako pole do sprawdzenia młodzieży zastanej w nowym dla siebie klubie. Wojtkowski wywinął jednak numer, bo w lecie, zamiast walczyć o miejsce w składzie „Portowców”, przeszedł do RB Lipsk. Spotkał się ze sporą – jak na tak mało znaczący transfer – krytyką, podkreślano, że już nigdy o nim nie usłyszymy. Ostatnie losy tego chłopaka pokazują, że może jednak usłyszymy. Faktem jest jednak, że z zawodników idących podobną drogą, mało który Polak osiąga sukces. Zwłaszcza w Niemczech.

W skali Europy, mieliśmy kilka przykładów polskich nastolatków, którzy wyjeżdżali z kraju kompletnie nieznani, by w mocnych europejskich krajach przejść ostatni etap szkolenia i stawiać pierwsze kroki w zawodowej piłce. W ten sposób reprezentacja zyskała chociażby Wojciecha Szczęsnego, Grzegorza Krychowiaka czy Piotra Zielińskiego, którzy nigdy nie zetknęli się z ekstraklasowym futbolem. W Niemczech takich przykładów akurat brakuje. Choć Bundesliga bardzo chętnie stawia na młodzież, choć niemieckie kluby wychowują zdolnych zawodników każdej narodowości, akurat tamtejsi Polacy nie potrafią się zwykle przebić. Ostatni przykład to Robert Janicki, który wyjeżdżał z Lecha Poznań do Hoffenheim z łatką dużego talentu, grał w juniorskim zespole prowadzonym przez Juliana Nagelsmanna, pół roku temu zaliczył nawet epizody w sparingach pierwszego zespołu, by teraz walczyć o angaż w I-ligowej Pogoni Siedlce. Takich przykładów jest niestety więcej.

Jeśli spojrzeć na przykłady z XXI wieku, jest kilku polskich zawodników, którzy grali w Bundeslidze, zanim zadebiutowali w ekstraklasie. Nieliczni zrobili jednak prawdziwą karierę. Jeśli komuś się to udawało, byli to jednak gracze, którzy w Niemczech przeszli całą piłkarską edukację, a z Polską łączą ich jedynie więzy krwi, jak Eugen Polanski, który lada moment zostanie polskim rekordzistą w Bundeslidze, jeśli chodzi o liczbę występów, Sebastian Boenisch, Tomasz Zdebel, Sebastian Tyrała czy Adam Matuszczyk. Wszyscy oni, na którymś etapie karier, byli na tyle dobrzy, by występować w reprezentacji Polski. Żaden nie spełnił oczekiwań, ale sam awans do kadry można uznać za ich sukces. Pozostali, zaliczali w Bundeslidze jedynie epizody, jak Martin Kobylański, Jarosław Lindner, Przemysław Trytko, Janusz Dziwior, Michał Janicki i Jakub Świerczok, są dziś jedynie odległymi bundesligowymi wspomnieniami. Prawdziwej, wielkiej kariery, według modelu: wyjazd z Polski za młodu =>wychowanie w niemieckim klubie =>awans do seniorskiego klubu w Bundeslidze =>dobra gra w reprezentacji Polski, praktycznie nie ma. Dlatego losy Wojtkowskiego są dużą zagadką.

W podobnej sytuacji jest jednak nie tylko Wojtkowski. Choć Polaków w Bundeslidze mamy aktualnie niewielu, w blokach startowych jest wielu nastolatków, będących w klubach z najwyższej ligi i liczących na to, że się przebiją. 18-letni napastnik Marco Drawz, podpisał właśnie profesjonalny kontrakt z Hamburgerem SV. Regularnie gra w juniorskiej Bundeslidze, a od lata ma dołączyć do pierwszego zespołu. Spore nadzieje wzbudzają też inni młodzieżowi reprezentanci Polski, którzy jesienią grali w juniorskiej Lidze Mistrzów – David Kopacz z Borussii Dortmund, Florian Schikowski z Borussii Moenchengladbach czy Tomasz Kucz, Riccardo Grym i Jakub Bednarczyk z Bayeru Leverkusen. Każdemu z nich został do postawienia ostatni, najtrudniejszy krok – przejście z juniorskiego futbolu do seniorskiego. W młodzieżowej Bundeslidze grają także 18-letni skrzydłowy Przemysław Placheta z RB Lipsk, leczący aktualnie zerwane więzadła krzyżowe Robin Wodniok z Borussii Dortmund oraz 17-latkowie Mateusz Ciapa i Mateusz Lewandowski z SC Freiburg. W młodszej kategorii wiekowej, we Freiburgu mamy 16-letniego pomocnika Filipa Kamińskiego, 16-letniego Jana Sierackiego w HSV i 15-latka Sebastiana Macha w Hercie Berlin, a poprzez IV-ligowe rezerwy Schalke, do dorosłej piłki starają się przebić 19-letni Oktawian Skrzecz i Michael Olczyk. Polskich juniorów w najlepszych niemieckich klubach jest więc cała armia.

Pewne jest, że o zdecydowanej większości z nich, faktycznie nigdy nie usłyszymy. Statystyki są nieubłagane. Nawet z najstarszych, najbardziej wyselekcjonowanych grup juniorskich, do zawodowej piłki przebija się maksymalnie jeden-dwóch zawodników. Można mieć jednak nadzieję, że z całej tej grupy przynajmniej jedna-dwie osoby zrobią karierę. Aktualnie Polacy przebijają się do Bundesligi tylko wtedy, gdy wpadną skautom w oko w ekstraklasie (Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek, Paweł Olkowski) albo w 2. Bundeslidze (Rafał Gikiewicz). Przydałby się też drugi model kariery – poprzez wychowanie w niemieckim klubie, co znacznie ułatwiałoby polskim zawodnikom wejście do Bundesligi. Wojtkowski jest nadzieją, że może coś się w tej kwestii zacznie zmieniać.

 

Michał Trela - onet.pl