Co dalej z Thomasem Muellerem?

Odkąd cały świat poznał Thomasa Muellera, Bawarczyk strzelał gola za golem. Ot tak, od niechcenia, niby przypadkiem. Znienacka przestał i nikt do końca nie wie dlaczego.

- Es muellert – odparł kiedyś Gerd Mueller, gdy spytano go, jak to się dzieje, że zdobywa tak wiele goli. To nieprzetłumaczalne. Bezosobowa forma sugeruje, że odbywa się to samoczynnie, bez jego ingerencji. Coś w stylu: „Muelleruje się”. To się po prostu dzieje, nie pytajcie jak. Wchodząc w świat wielkiej piłki, Thomas Mueller przejął cytat wielkiego poprzednika i uczynił z niego swój slogan marketingowy. Esmuellert.de to adres jego strony internetowej, jego konto na Twitterze można znaleźć pod @esmuellert. Tak u Gerda, jak i Thomasa, strzelanie goli było naturalne. Po prostu się działo. Nikt do końca nie wiedział jak. Oni sami też nie wiedzieli i nie planowali się nawet zastanawiać. Te dwa słowa najlepiej oddawały ich sposób zdobywania bramek.

Teoretycznie, mówi się, że jeśli nie wiadomo, dlaczego coś działa, nie będzie wiadomo, dlaczego przestanie działać. Ale w przypadku Thomasa Muellera i strzelania goli wydawało się to jednak mało trafione. Napastnik Bayernu i reprezentacji Niemiec miał zbyt dużą powtarzalność na najwyższym poziomie, by uznać, że to przypadek. Jest trzecim najlepszym strzelcem w historii Bayernu Monachium – po Gerdzie Muellerze i Karl-Heinzu Rummeniggem – a w futbolu wygrał absolutnie wszystko. Jego bramkowe statystyki są nadal wybitne, zwłaszcza, że jeśli w ogóle jest napastnikiem, to zdecydowanie nietypowym. Ale niewątpliwie Mueller ma za sobą najcięższy rok w karierze. Coś, co dotychczas samo wychodziło, nagle przestało wychodzić. I do końca nie wiadomo dlaczego.

Przez lata Mueller wyrobił sobie łatkę zawodnika, który strzela dwa gole z ćwierci sytuacji, ale jeśli ktoś nie zdaje sobie jeszcze sprawy z głębokości jego strzeleckiego kryzysu, warto sobie uświadomić, bo liczby biją w oczy. W tym sezonie Bundesligi Łukasz Piszczek strzelił od niego trzy razy więcej goli. Dwa razy więcej goli od niego mają byli ekstraklasowi napastnicy Artjoms Rudnevs i Antonio-Mirko Colak. Trzeci najlepszy strzelec w historii Bayernu, jest dopiero ósmym najlepszym strzelcem Bawarczyków w tym sezonie. Nie strzelił żadnego gola na mistrzostwach Europy. Nie wykorzystał pięciu z ostatnich dziesięciu rzutów karnych. Jesienią trafił w lidze do siatki raz. Po 999 minutach oczekiwania. To był najdłuższy okres bez gola w jego karierze. I to wszystko tuż po strzelecko najlepszym sezonie w życiu. Poprzednie rozgrywki ukończył z dwudziestoma bramkami na koncie.

Ulubieniec całych Niemiec ma problem. Skarb narodowy, najnormalniejszy z wielkich piłkarzy świata, wpadł kryzys. Niektórzy starają się doszukiwać jego początków w wiosennym półfinale Ligi Mistrzów z Atletico Madryt. W rewanżu Mueller zmarnował rzut karny, co znacznie utrudniło Bawarczykom odrabianie strat z pierwszego meczu. Niemcowi miała w tym momencie ulecieć pewność siebie, co nakręciły słabe Euro 2016 i kiepski początek sezonu. Ale to zbyt duże uproszczenie. Feralny karny z Atletico przypadł już na czasy kryzysu. Dołek formy Muellera można było obserwować właściwie od początku 2016 roku. Całą wiosnę miał bardzo słabą. Zdobył w tym czasie tylko sześć goli i zaliczył trzy asysty. To nadal przyzwoity wynik, ale nie na jego standardy. Dołek rozpoczął się na kilka miesięcy przed strzałem zatrzymanym przez Jana Oblaka.

Co jednak utrudnia szukanie przyczyn, to fakt, że Mueller nie gra jakoś zdecydowanie gorzej niż wcześniej. Nadal robi mniej więcej to samo. Jesienią strzały oddawał co 25 minut gry. Dokładnie tak samo często, co w poprzednim – najlepszym w karierze – sezonie. Przy piłce był tylko nieznacznie rzadziej, ale to tyczyło się całego Bayernu Ancelottiego, w porównaniu do Bayernu Guardioli. Mueller robił swoje, ale gole przestały wpadać. Notorycznie nie miał jesienią szczęścia. Choć im dłużej trwała seria, tym bardziej ulatywała jego naturalna pewność siebie, rzadziej się wypowiadał z takim luzem, którym wcześniej zachwycał, po jednym z meczów wypalił w swoim stylu, że „aktualnie hamuje go gówno w butach”. Tak, jak nie potrafił wytłumaczyć dlaczego szło, nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego nie szło.

Nie brakuje głosów, że Mueller to ofiara zmiany trenera. Wypowiedziane niegdyś przez Louisa Van Gaala zdanie: „Mueller gra zawsze”, już dawno przestało być aktualne. Jesienią grał tylko dziesięć razy w podstawowym składzie. W hitowym, kończacym rundę starciu z RB Lipsk, z ławki przyglądał się, jak jego koledzy rozbijali wicelidera, a główną rolę odgrywał, występujący tym razem na jego pozycji, Thiago Alcantara. W przypadku Muellera zawsze był problem z przypisaniem go do konkretnej pozycji. U Pepa Guardioli był to atut, bo w sposobie gry Katalończyka wszyscy i tak grali na wszystkich pozycjach. U Ancelottiego jest to kłopot. Gra Bayernu stała się dużo mniej elastyczna. W wielu meczach, mistrz Niemiec grał w ustawieniu 4-3-3, w którym Muellerowi przypadała rola klasycznego skrzydłowego. Mueller ścigający się z obrońcami rywali, rozliczany z pojedynków, dośrodkowań, dryblingów, panowania nad piłką, nie może zachwycać. To nie Arjen Robben. W systemie 4-2-3-1 w interpretacji Ancelottiego, za plecami Roberta Lewandowskiego, bardziej potrzebny jest ruchliwy, kreatywny ofensywny pomocnik, w rodzaju Thiaga z meczu z Lipskiem, niż napastnik-cień Lewandowskiego. Jeśli Mueller jesienią grał, to w rolach, które niespecjalnie mu pasowały. A z tego powodu, z czasem, grał rzadziej niż zwykle, co nie ułatwiało wychodzenia z kryzysu.

Na koniec roku Mueller powiedział, że potrzebuje odpocząć od tego wszystkiego i odciąć się od futbolu. To też nie jest pewnie bez znaczenia. Odkąd znienacka pojawił się w profesjonalnym futbolu - w sezonie 2009/2010 - Mueller – jako rzekł Van Gaal – grał zawsze. Czy w kadrze, czy w klubie, nie oszczędzano go. Na turniejach był z reprezentacją do samego końca, zawsze jako podstawowy zawodnik. Niemal nie miewał kontuzji, przez co niemal nie odpoczywał. Nie mającego – eufemizując - atletycznej sylwetki zawodnika, w końcu musiał dopaść kryzys. Niewykluczone, że stało się to właśnie w 2016 roku. Niewykluczone, że to chwilowe i po wypoczynku wróci dawny luz, a wraz z nim gole. Bayern nadal bardzo ich potrzebuje, bo nie przegrał żadnego z 72 meczów Bundesligi, w których Mueller trafiał do siatki. I nadal, mimo wszystko, są powody, by wierzyć, że 27-latek nie całkiem zapomniał, jak się strzela. W 2016 roku, mimo bardzo słabego Euro, był najlepszym strzelcem reprezentacji Niemiec. Skoro tam „się muellerowało”, może i w Bayernie znowu zacznie.


Michał Trela - onet.pl