Włosi rozbici w Monachium

We wspaniałym stylu odrodziła się reprezentacja Niemiec. Mistrzowie świata po bardzo dobrym meczu pokonali u siebie towarzysko 4:1 (2:0) Włochów i udowodnili wszystkim, że na mistrzostwach Europy, pomimo niedawnych kłopotów, muszą być zaliczani do grona głównych faworytów turnieju. Reprezentanci Polski naprawdę mają się czego obawiać.

Tego, że podopieczni Joachima Loewa od kilku dobrych miesięcy są dalecy od formy z mundialu 2014, nie trzeba nikomu przypominać. W minioną sobotę było już bardzo źle. Przede wszystkim chodzi o to, że wtedy zagrali oni jak nie Niemcy. Jeszcze w 60. minucie prowadzili dwiema bramkami, by na koniec i tak ulec Anglikom 2:3.

"Bild" narzekał potem na formę swoich pupili i ostrzegał przed Biało-Czerwonymi. - Polacy są w formie turniejowej. Spiorą was na Euro - grzmiał największy tabloid zza naszej zachodniej granicy. Prestiżowy, choć tylko sparingowy mecz z Włochami okazał się zatem dla graczy Loewa ostatnią okazją, aby uspokoić rozhisteryzowaną opinię publiczną i pokazać, że mistrzowie świata wciąż potrafią. A rywal dotychczas wybitnie im nie leżał. Sqaudra Azzura biła Die Mannschaft w pólfinale mundialu w 2006 roku i sześć lat potem na Euro 2012, też w półfinale.

Co zatem można powiedzieć po 90 minutach na Allianz Arena? Niemcy w żadnym stopniu nie zapomnieli tego, jak się gra w piłkę i jeżeli tylko chcą, to dominują każdego rywala na świecie. Oczywiście łącznie z Włochami, choć ci we wtorek byli naprawdę nijacy i stanowili tło dla świetnie dysponowanych gospodarzy.

Zaczęło się w 24. minucie. Z prawego skrzydła pikę płasko wbił Tomas Mueller, a przed pole karne wybił ją Leonardo Bonucci. Toni Kroos takie bezpańskie piłki lubi najbardziej - tradycyjnie ułożył wówczas stopę idealnie i mierzonym, plasowanym uderzeniem z osiemnastego metra pokonał Gianluigiego Buffona.

Potem długimi fragmentami na boisku nie działo się zbyt dużo. Do czasu. Niemcy uśpili Włochów, by tuż przed przerwą znów ich skarcić. Gola strzelił ten, który bramek, ale też regularnej gry potrzebuje jak tlenu - Mario Goetze. Znów z prawego skrzydła dograł Mueller, tym razem znakomicie, dokładnie odkręcając piłkę. Idealnie na głowę wbiegającego kolegi z Bayernu Monachium, który wbił się między dwóch niezbyt żwawych stoperów rywali i po chwili cieszył się z reprezentacyjnego gola numer 17.

Po godzinie gry przyszedł czas na nokaut i niewątpliwą akcję meczu. Goetze pięknie, piętą wypuścił Juliana Draxlera, ten ze sporym luzem wbił się w pole karne i gdy miał przed sobą tylko Buffona, to wycofał na jedenasty metr do Jonasa Hectora, który pewnie trafił do siatki. Pewność Hectora i luz Draxlera wykazał jeszcze na kwadrans przed końcem Mesut Oezil, który wykorzystał rzut karny - wcześniej "Gigi" sfaulował w szesnastce Sebastiana Rudyego - i niemiecki walec w pełni rozjechał już graczy Antonio Contego.

Włochom udało się odpowiedzieć tylko raz, za sprawą ładnego strzału z 20. metra Stephana El Shaarawy'ego w końcówce. Zmartwienia Niemców okazały się więc zdecydowanie przesadzone, a sporo wniosków z tego meczu powinni wyciągnąć Polacy. Środek pola i umiejętność szybkiego oraz kombinacyjnego kreowania akcji to wciąż największe atuty naszych grupowych rywali. Spory ból głowy czeka Adama Nawałkę.

 

onet.pl