Cztery niemieckie zespoły w 1/8 finału Ligi Europy?

Po dobrych wynikach w pierwszych meczach 1/16 finału Ligi Europy czterej niemieccy przedstawiciele: Borussia Dortmund, Bayer Leverkusen, FC Schalke 04 i FC Augsburg mają spore szanse, by w komplecie awansować do kolejnej fazy turnieju.
W najbardziej komfortowej sytuacji przed spotkaniem rewanżowym na Estadio Dragao w Porto (25 lutego, godz. 21:05) są dortmundczycy, którzy przed tygodniem, w meczu przed własną publicznością pokonali gładko FC Porto 2:0. Piłkarzom Borussii do awansu brakuje niewiele.

Kapitan BVB Mats Hummels ostrzega jednak przed nadmiernym optymizmem. - Jeszcze nie awansowaliśmy - podkreślił dortmundzki obrońca, przestrzegając przed przedwczesną euforią. Podobnego zdania jest trener zespołu Thomas Tuchel. - By zapewnić sobie awans będziemy potrzebować świetnego występu. Porto, u siebie zagra dużo lepiej - oznajmił 42-letni szkoleniowiec.

Ostrożni są także zawodnicy Bayeru Leverkusen. W pierwszym meczu, Aptekarze pokonali w Portugalii Sporting Lizbona 1:0. - Jesteśmy w dobrej sytuacji wyjściowej, ale w rewanżu może być jeszcze niebezpiecznie - zapowiedział przed czwartkowym starciem na BayArena (25 lutego, godz. 19:00), napastnik drużyny Stefan Kiessling.

Zwłaszcza, że w Leverkusen przygotowania do tego meczu nie przebiegały spokojnie. Trener zespołu Roger Schmidt, po zdarzeniach z minionej kolejki Bundesligi ukarany został przed Sąd Sportowy DFB trzema meczami dyskwalifikacji i dodatkową karą grzywny. Na szczęście dla niego i Aptekarzy kara dotyczy jedynie spotkań ligowych. Oznacza to, że w meczu przeciwko Porto, 48-letni szkoleniowiec będzie zagrzewał swoich podopiecznych, jak zawsze - zza linii bocznej boiska.

Dobrą wiadomością dla niego jest również powrót do zdrowia czołowego snajpera drużyny Javiera Hernandeza, którego w pierwszym meczu zabrakło. Gorszą natomiast, przymusowa absencja w spotkaniu zmagających się z kontuzjami mięśniowymi szefa obrony zespołu Oemera Topraja oraz pomocnika Kevina Kampla.

O awans do kolejnej fazy drżą przed czwartkowym meczem (25 lutego, godz. 19:00) piłkarze FC Schalke 04, który w pierwszym meczu zremisowali jedynie bezbramkowo z Szachatarem Donieck. W rewanżu zagrają przed własną publicznością, co paradoksalnie, wcale niekoniecznie przemawiać będzie na ich korzyść.

W meczach fazy pucharowej europejskich pucharów, rozgrywanych na Vetlins-Arena w Gelsenkirchen, Królewsko-Niebiescy mają bowiem czarną serię. Ostatnie zwycięstwo odnotowali cztery lata temu (4:1 przeciwko Twente Enschede w Lidze Europy). Potem przegrali cztery mecze z rzędu (przeciwko Athletic Bilbao (2:4), Galatasaray (2:3) i Realowi Madryt (1:6 i 0:2)), stracili w nich aż piętnaście goli i za każdym razem zakończyli tyn samym również przygodę z turniejem.

To nie Schalke jednak, a ostatniego z niemieckich przedstawicieli ubiegających się o awans do 1/8 finału - FC Augsburg czekać będzie w meczu rewanżowym najtrudniejsze zadanie. Przed tygodniem, zespół Markusa Weinzierla zremisował bowiem bezbramkowo, dość sensacyjnie z faworyzowanym Liverpoolem. Na Anfield, augsburczycy, by awansować do kolejnej rundy potrzebowali będą rewelacyjnego występu albo cudu.

Mimo to trener drużyny nie traci wiary. - Dla Liverpoolu to bardzo niebezpieczny wynik. Zdajemy sobie sprawę, że, jeśli zremisujemy 1:1 będziemy rundę dalej. Wiemy też, że, gdy strzelimy bramkę, Liverpool będziemy musiał strzelić ich aż dwie - oznajmił Weinzierl.

Bilans dotychczasowych pojedynków The Reds z niemieckimi rywalami przed własną publicznością nie przemawia jednak na korzyść piłkarzy Augsburga. Liverpool jeszcze nigdy nie przegrał bowiem spotkania u siebie z niemiecką drużyną (jedenaście zwycięstw i trzy remisy). Również dotychczasowy bramkowy bilans Niemców na Anfield nie napawa optymizmem. W historii europejskich pucharów, jak na razie tylko trzem niemieckim zespołom: Dynamo Drezno, Bayerowi Leverkusen i BFC Dynamo udało się strzelić tam gola.

 

onet.pl