Robben i Ribery dodali skrzydeł Bayernowi

Z całego tłumu światowych gwiazd, które zaczęły nowy etap w swoim piłkarskim życiu, najlepiej wypadł oddany przez Real Arjen Robben, który przeczy tezie o długim okresie adaptacji w nowym środowisku.

 

Ronaldo, Kaka, Benzema, Xabi Alonso, Ibrahimovic - gdy pojawiają się na boisku w grę wchodzi jakieś 300 mln euro. Można do nich dodać tańszych, ale o nie mniej znaczących nazwiskach Ronaldinho i Eto'o, którzy zaczęli co prawda wcześniej swój mediolański etap, ale dopiero kilkanaście godzin temu zagrali poważny mecz. Brazylijczyk jest w Milanie drugi sezon, dopiero teraz jednak efekty ma dać ambitny plan przywrócenia go do formy z wczesnego okresu w Barcelonie. Po derbach Mediolanu trudno stwierdzić, że sprawy idą we właściwym kierunku.

 

Cała ta grupa piłkarzy, od których cen i nazwisk kręci się w głowie, została wczoraj przyćmiona przez Arjena Robbena. Holender miał ze wszystkich najmniej czasu na adaptację, a zadebiutował w Bayernie dwoma golami. Klub z Monachium wyposażony w dwóch świetnych skrzydłowych (do gry wrócił także kontuzjowany Ribery) wygrał pierwszy raz w sezonie, od razu z Wolfsburgiem broniącym mistrzostwa Bundesligi. Ribery asystował przy obu golach Robbena.

 

Przez całe wakacje trwały dywagacje, czy zagrają razem, ale spotkanie miało nastąpić w klubie z Madrycie. W grę wchodziła też wymiana, tymczasem działacze Bayernu tak zakręcili, że drogi skrzydłowych spotkały się w Monachium. I jeśli przez najbliższe kilkadziesiąt godzin (do zatrzaśnięcia się okna transferowego) nic się nie stanie, będą grali razem przynajmniej sezon. A Bayern nie będzie musiał zazdrościć skrzydeł nikomu na świecie, jeśli rzecz jasna będą zdrowi.

 

Klub z Madrytu pozbył się tego lata aż 11 piłkarzy i tylko przy jednym nie wywołał jednomyślnego zrozumienia swoich fanów. Chodzi oczywiście o Robbena wybranego obok Casillasa do jedenastki gwiazd poprzedniego sezonu w Primera Division. Trudno się nawet zastanawiać, czy Florentino Perez zrobił błąd, bo prezes nie sprzedał Holendra dlatego, iż uważał go za gracza najsłabszego w drużynie. W Madrycie dobrze znają gigantyczne możliwości Holendra (zapłacono za niego przecież 36 mln): także jego wady jak egoizm przy piłce i liche zdrowie, nikt by się jednak nie ośmielił powiedzieć, że jest gorszym piłkarzem od Drenthe. Po prostu zmuszony do odchudzenia kadry Perez znalazł kupca na piłkarza lepszego o dwie klasy.

 

W więc Robben miał grać z Riberym i gra. Obaj mogą zaprowadzić klub z Bawarii daleko. A my będący pod urokiem transferów tego niezwykłego lata mamy dodatkową atrakcję płynącą z tego, że ich skutków nie da się przewidzieć i zaplanować.

 

INTERIA.PL