Wichniarek: Nie chcę kończyć kariery w drugiej lidze

Trzy lata temu Artur Wichniarek rozstawał się z Herthą w atmosferze skandalu i procesu sądowego. Publicznie twierdził, że menedżer Dieter Hoeness złamał mu karierę. Przed rokiem podali sobie ręce. Hoeness z końcem czerwca pożegnał się ze "Starą Damą", a Wichniarek wraca do ataku opuszczonego przez Andrieja Woronina i Marko Pantelicia. - Na razie opinie na temat mojego powrotu są wśród kibiców podzielone. Mam nadzieję, że dobrą grą odzyskam ich zaufanie - mówi Polak.

 

Mariusz Rabenda: Długo się pan zastanawiał nad ofertą z Berlina?

 

Artur Wichniarek: Kiedy padło pytanie, czy chciałbym wrócić, od razu powiedziałem, że tak. To dla mnie duże wyzwanie, postaram się sprostać zadaniu.

 

Zdecydowały pieniądze? Sobotni "Dziennik" twierdzi, że ma pan zarabiać 1,8 mln euro rocznie, a do tego dostawać 12 tys. euro premii za każdy punkt Herthy w meczach z pana udziałem.

 

- Zdecydowało to, że Hertha gra w ekstraklasie. Nie chciałem ostatnich lat w karierze spędzić w 2. Bundeslidze lub słabszej lidze w Europie. Dodatkowy atut Berlina to występ w europejskich pucharach.

 

Były też inne propozycje?

 

- Z Grecji i Turcji, ale to Hertha była najbardziej konkretna i chwała Andrzejowi Grajewskiemu [menedżer Wichniarka], że tak dobrze wynegocjował mój kontrakt.

Gdy rozstawał się pan z Herthą, przy każdej okazji był wygwizdywany przez jej kibiców.

 

Powrót na Stadion Olimpijski nie będzie łatwy.

 

- Na razie opinie na temat mojego powrotu są wśród kibiców podzielone. Mam nadzieję, że dobrą grą odzyskam ich zaufanie.

 

Mówi pan, że chce zakończyć karierę w 1. Bundeslidze. Kontrakt z Herthą jest na dwa lata, więc za dwa lata koniec?

 

- Nie, to oznacza, że nadal - przynajmniej przez dwa lata - będę grał w Bundeslidze.

 

Po odejściu Woronina i Pantelicia ma pan pewne miejsce w ataku?

 

- W Bundeslidze nikt nikomu nie jest w stanie zagwarantować pewnego "placu". Mnie też nic nie będzie dane w prezencie. Będę musiał walczyć ciężką pracą na treningach i skutecznością w meczach.

 

W pierwszym sparingu już pan zagrał [Hertha wygrała w sobotę z Rot Weiss Prenzlau 5:2].

 

- Bramki nie strzeliłem, ale byłem bliski - trafiłem z przewrotki w poprzeczkę. Miałem też asystę przy jednej z bramek.

 

Tej strzelonej przez Łukasza Piszczka?

 

- Przy tej akurat nie, choć i ona padła z akcji rozpoczętej przeze mnie.

 

Gdy poprzednie grał pan w Hertcie też było dwóch Polaków.

 

- Był Bartek Karwan, ale Łukasz to zupełnie inna bajka. Przyszedł jako napastnik, został przemianowany na prawego obrońcę i doskonale sobie radzi na tej pozycji. Ma szacunek u trenera Luciena Favre'a.

 

W Arminii Bielefeld grał pan na szpicy. Podobnie będzie w Hertcie?

 

- W sparingu z Prenzlau zagraliśmy w ustawieniu 4-4-2. Grałem w ataku w parze z Raffaelem i wszystko wskazuje na to, że trener właśnie tak będzie nas ustawiał.

 

Źródło: Gazeta Wyborcza